Obsługiwane przez usługę Blogger.

Mavoy Review: Prince - Art Official Age




W ciągu ostatnich lat Książę ostatecznie wypadł z mainstreamu. Prawie ciężko uwierzyć, że kiedyś każda jego nowa płyta (bez względu na to, czy ostatecznie pojawiała się w sprzedaży, czy też nie) – budziła gigantyczne zainteresowanie mediów, a hity z 1999 czy Purple Rain podbijały listy przebojów na cały świecie. W ostatnich latach Prince mocno spuścił z tonu, choć nie wycofał się z tworzenia nowych piosenek. Po długiej przerwie podpisał kontrakt z Warner Bros. i rozpoczął pracę nad albumem. Co jakiś czas ukazywały się wykonywane przez niego utwory, które możemy teraz odnaleźć na nowym krążku.

Artysta zawsze był otoczony wianuszkiem kobiet, z którymi wchodził w różne skomplikowane, oczywiście nie tylko zawodowe relacje. Tego samego dnia, co Art Official Age na sklepowych półkach pojawiło się PLECTRUMELECTRUM, wydawnictwo podpisane nazwiskiem Prince'a i nazwą jego aktualnego żeńskiego zespołu 3rdEyeGirl. Damy mają także specjalną rolę na AOA, choć pojawiają się na nim tylko dwie. W jednym z singli pod tytułem Breakdown, a także w What It Feels Like do wokalisty dołącza Andy Allo, członkini innej jego grupy The Power Generation – Prince stworzył kilka piosenek na jej płytowy debiut. Miłośników czarnej muzyki znacznie bardziej zainteresowała jednak współpraca z bardziej znaną wokalistką z Wielkiej Brytanii – samą Lianne La Havas. Lianne opowiadała potem w wywiadach, że Książę zainteresował się jej talentem do tego stopnia, że postanowił... wpaść do jej mieszkania na herbatę i wspólne tworzenie materiału. Zorganizował tam też własną konferencję prasową. Efektem są cztery utwory – dwie części Affirmation, Clouds i Way Back Home. Bez wątpienia obecność Angielki to jeden z największych atutów tego krążka. La Havas jest równie urzekająca i wrażliwa, co na swoim własnym debiucie Is Your Love Big Enough – jej nagrania z Princem wydają się właściwym posunięciem.

Bardzo podoba mi się piosenka This Could Be Us, bez wątpienia najciekawsza ballada na płycie. Nelsona miał zainspirować... popularny internetowy mem „This could be us but you cheated”. Choć melodia wydaje się bardzo podobna do cudownego The Beautiful Ones z Purple Rain albo – nawet w większym stopniu - The Most Beautiful Girl In The World, kawałek jest bardzo urokliwy i romantyczny. Breakdown uzupełnione jest o przez ciekawy teledysk z udziałem Roberta De Niro, który zaprzecza tezie głoszonej kiedyś przez T. Love – chłopaki też płaczą! Myślę, że ten klip byłby jeszcze ciekawszy, gdyby ukazał się w latach 80 (jeszcze przed tym, kiedy De Niro kojarzył się nie tylko z filmami Scorscese, ale także komediami, chociażby serią Meet The...) i był trochę dłuższy – wtedy spokojnie ubiegałby się o nagrody dla najlepszych wideo. Ale Prince jest także doskonałym gitarzystą – wprawdzie większość riffów w jego wykonaniu usłyszymy na drugim albumie, PLECTRUMELECTRUM, ale najlepsza piosenka z tamtego wydawnictwa, FUNKNROLL, została opublikowana także na AOA. Być może to właśnie o tym nagraniu myślał dziennikarz MOJO zaproszony na początku roku do posłuchania obu płyt, kiedy w swoim artykule wspominał o utworze przywołującym skojarzenia z... Led Zeppelin (sic!). Ale po ostrym wstępie powraca niezwykle uzależniający, funkowy beat. Ten kawałek powinien pojawić się na każdej sylwestrowej imprezie. W końcu „getting to the rhythm is good for the soul”!

No właśnie, teksty.
Prince tradycyjnie pisze przede wszystkim o zmysłowych relacjach damsko-męskich, ale jest w tym naprawdę niezastąpiony. Posłuchajcie choćby Clouds: „You should never underestimate the power of a kiss on the neck, when she doesn't expect. And every time you catch her singin' in the shower you should go and get a flower, don't matter what the hour, just rub it on her back” - doradza wyrafinowany uwodziciel. Podejrzewam, że ma rację – a co Wy o tym sądzicie, drogie Panie?

Możemy narzekać, że na tej płycie nie ma hitów – czy to jednak prawda? Myślę, że niestety styl Prince'a trochę już nie pasuje do obecnych trendów w stacjach radiowych. Przy odpowiedniej promocji Breakfast Can Wait, This Could Be Us, Clouds czy zwłaszcza Funkroll mogłyby spokojnie stać się przebojami. Z drugiej strony - falset piosenkarza i jego talenty instrumentalne zainspirowały muzyków obecnie dominujących na listach przebojów i nie tylko – chociażby Lenny'ego Kravitza czy Devonte Hynesa. Art Official Age jest bardzo dobre i zyskuje z każdym odsłuchaniem – ale Prince'a stać na dużo więcej. Liczę, że artysta przestanie wreszcie obrażać się na media, Internet i wszystkich innych – i nagra płytę, która dorówna jego największym osiągnięciom i przekona nawet najbardziej opornych. Lepsze to niż sytuacja Michaela Jacksona, który tak naprawdę po swojej śmierci został „ponownie odkryty” przez media. Ale czy w wypadku takiego indywidualisty jak Prince jest to w ogóle możliwe?


Ocena: 8/10

Brak komentarzy: