Obsługiwane przez usługę Blogger.

Lapsley - Long Way Home - recenzja




Stali czytelnicy mojego bloga z pewnością czekali na debiutancki krążek Holly Lapsley Fletcher równie mocno jak ja. Ledwie dwudziestoletnia piosenkarka zadebiutowała w 2014 r EP Monday, przykuwającą uwagę za sprawą coveru New Order. Kolejne utwory - Station i Painter - zwróciły na nią uwagę mediów muzycznych, chętnie szafujących porównaniami do Jamesa Blake'a. W zeszłym roku Angielka zaprezentowała fantastyczną EPkę Understudy promowaną przez singiel Falling Short. Te trzy nagrania znalazły się także na wydanym nakładem XL debiutanckim krążku.


W nowym wywiadzie dla Fadera młoda artystka opowiada, jak straciła okazję występu na jednej scenie z Drakiem. Holly znalazła jednak szybko własną niszę. Ideę eksperymentów z własnym głosem piosenkarka zaczerpnęła z deephousowych numerów granych na imprezach, na które chodziła -występowali tam m.in. Joy Orbison, Boddika i Benga. Lapsley potrafi grać na wielu instrumentach - przez pewien czas grała na oboju w orkiestrze, opanowała także pianino, gitarę klasyczną i perkusję. Gdy jednak zainteresowała się muzyką elektroniczną, kupiła sobie najtańszego Rolanda i zaczęła komponować własne kawałki. Jak wyjaśnia: "Muzyka, której słucham była znacznie bardziej eksperymentalna, ale muzyka, którą grałam była klasyczna. Myślę, że moje brzmienie powstało ze spotkania tych dwóch klimatów gdzieś pośrodku.". Nie sądziła, że jej nagrania zainteresują szerszą publiczność. Dziś to brzmi niewiarygodnie, ale pierwsze nagrania na SC były przeznaczone dla... krewnych z zagranicy.  Holly przyznaje, że nie była przekonana do rozpoczęcia poważnej kariery muzycznej - chciała "normalnie" iść na studia - większość jej rodziny to lekarze albo prawnicy. W końcu jednak przedstawiciele XL Recordings - szczególnie producent The xx, Daughter i Savages...i Szkot jak jej krewni, Rodaidh McDonald - przekonali ją do podpisania kontaktu.



MacDonald jest jednym z głównych współpracowników Lapsley na płycie - jego nazwisko możemy znaleźć przy aż sześciu nagraniach. Wyróżniającym się utworem jest singiel Love Is Blind, z charakterystycznym, zapadającym w pamięć refrenem. Efekty elektroniczne zostały zastosowane w wielu nagraniach - najlepszą nową propozycją jest Heartless. Minimalne Leap wprowadza nas w klimat nocnego eteryzmu. Energiczne Tell Me The Truth mogłoby być zostać samplem w utworze jakiegoś rapera (chociażby właśnie Drake'a), z kolei Silverlake udaje się w rejony bliższe Adele. Całość zamyka piosenka wyprodukowana przez Mura Masę - Seven Months. Nie można zapomnieć też o nagraniach wydanych wcześniej - Falling Short i Hurt Me (producentem tego drugiego jest sam Tourist) zdecydowanie zwiększają wartość zgromadzonego na płycie materiału. Nad całością dominuje głęboki, poważny głos piosenkarki. Na plus należy zaliczyć też udane teksty, choć powtarza się w nich tematyka rozpadu związku i związanego z tym poczucia niespełnienia. Nie jest to może naprawdę przełomowy debiut, ale słuchając tych piosenek nabieramy świadomości obcowania z artystką o szczególnej wrażliwości, traktującej ambitnie nowoodkrytą ścieżkę muzyczną.

W najbliższym czasie Lapsley pragnie rozwijać swoją karierę producencką - uważa, że za sprawą swojej płci nie jest do końca traktowana poważnie, a nie uważa się za typową "singer-songwriter". Planuje letnią pracę w nowojorskim studiu XLki, gdzie będzie pracować jako inżynierka dźwięku. Chciałbym, aby te doświadczenia zostały wykorzystane w pracy nad kolejnym albumem. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy ją podziwiać w Warszawie.

8/10


Brak komentarzy: