Staring at the sun – Tauron Nowa Muzyka 2025
Przyznaję – jest trochę dziwne, że dwudziesta edycja festiwalu Tauron Nowa Muzyka jest dopiero moją pierwszą, tym bardziej, że profil imprezy zawsze odpowiadał moim zainteresowaniom. Nie mogę nawet zrzucić winy na odległość, skoro Off ostatecznie stał się regularnym celem naszych wizyt – i Tauron przez pewien czas odbywał się w tej samej lokalizacji, w Dolinie Trzech Stawów. Od 2014 r. impreza jest organizowana w miejscu znanym jako Strefa Kultury, czyli przekształconym terenie dawnej kopalni Katowice, położonym niedaleko Spodka, w którym mieszczą się różne instytucje kulturalne – w tym Muzeum Śląskie, do którego wstęp z opaską festiwalową jest bezpłatny (nie skorzystałem w tym roku, gdyż niektóre stałe wystawy są tymczasowo zamknięte, być może w przyszłym).
O Tauron otarliśmy się w zeszłym roku, kiedy oczywiście bardzo zależało mi na występie Nabihy Iqbal, ale o wejściówkę zacząłem starać się za późno. W tym roku udało się ogarnąć przynajmniej jednodniowy wyjazd. Był to też mój pierwszy raz w Katowicach od 2019 r, od czasu jednego z najlepszych koncertów, jaki kiedykolwiek widziałem – Weyes Blood podczas Ars Cameralis. Śląska aglomeracja jest dla mnie miejscem pewnych przykrych wydarzeń z życia prywatnego, ale także licznych ekscytujących doznań podczas wielu edycji Offa – myślę, że Tauron ma szansę na zdobycie podobnej marki dla mnie.
Kilkugodzinny spacer pozwolił mi na zaliczenie większości atrakcji turystycznych miasta (zamiast Muzeum Śląskiego, byłem w Muzeum Historii Katowic) i obiad w Oh My Ramen na Pocztowej. Pamiętam, że w przeszłości pisałem w tych tekstach festiwalowych także o książkach, jakie czytałem w tym czasie, bez względu na to, czy miały powiązania z muzyką, czy nie. W piątek miałem re-read Rekursji Blake’a Croucha po kilku latach i muszę przyznać, że naprawdę przypomina mi Severance, nie tyle ze względu na tematykę, co na pierwiastek emocjonalny, naprawdę mogę polecić.
W przeszłości, Tauron Nowa Muzyka miał linię autobusów na teren festiwalu, ale chyba od kilku lat (być może od czasu pandemii?) została ona zlikwidowana. Nie mogłem do końca zorientować się w komunikacji zastępczej, organizatorzy festiwalu ograniczyli się do odesłania na stronę aglomeracji, a potem nie mogłem trafić na przystanek autobusowy, ale wina jest po mojej stronie – założyłem, że będę mógł trafić na odpowiednią linię idąc od strony Rynku, tymczasem to miejsce autobusy akurat omijają. Z drugiej strony, wydaje mi się, że ten transport nie jest konieczny, bo w gruncie rzeczy jest to naprawdę blisko, nie jest to duża odległość, jak do Doliny Trzech Stawów. Druga rzecz zaskoczyła mnie na miejscu. Wiedziałem już, że otwierający koncert festiwalu w czwartek odbywa się w Sali Koncertowej NOSPR. Mapa festiwalowa sugerowała, że teren Tauron Nowa Muzyka jest obszerny, obejmuje wiele scen i oczywiście strefę gastronomiczną z typowymi dla tych imprez foodtruckami (najbardziej niespodziewane były chyba churrosy). Nie spodziewałem się jednak zupełnie tego, że dwie najważniejsze sceny festiwalu – Tauron Music Hall i Scena Metropolii GZM nie mieszczą się na świeżym powietrzu, a w zamkniętych pomieszczeniach Międzynarodowego Centrum Kongresowego, po zejściu po schodach, w oczekiwaniu na występ (sale były zamykane po zakończeniu każdego z nich) można było kupić piwo… i płyty (głównie artystów z historii festiwalu i innych muzyków elektronicznych).
Moim pierwotnym planem było pokrążenie trochę po terenie festiwalu – nigdzie nie widziałem boiska koszykarskiego, o którym opowiadała potem Nabihah – ale w tej sytuacji ograniczyłem się do spędzenia trochę czasu na Bassota Stage przy secie Philky & Mary Jane, głównie by przysiąść po spacerze, doładować telefon i skończyć książkę. Większość czasu spędziłem jednak w MCK i przed nim, zaczynając główny dzień festiwalowy od części setu Piernikowskiego, który podobał mi się, było jednak zbyt ciemno, by robić z niego zdjęcia. Pierwszy występ na głównej scenie należał do Fisz Emade Tworzywo, do których fanów się nie zaliczam, dlatego szybko wycofałem się i poczekałem na kolejny występ w Tauron Music Hall. Jeśli chodzi o akty polskie, muszę wyrazić w tym miejscu moje rozczarowanie, że Marysia Osu grała w tym samym czasie, co TV On The Radio, ale mam nadzieję, że uda się ją zobaczyć przy innej okazji (bardzo podobał mi się jej udział na tegotygodniowym albumie Hectora Plimmera).
Biorąc pod uwagę jak bardzo dobre pierwsze wrażenie zrobiło na mnie acts of rebellion Eli Minus, jestem trochę zdziwiony, że w rankingu końcoworocznym było dopiero na 81 miejscu, a kolumbijska producentka musiała poczekać na swój pierwszy post u nas dopiero do 2024 r. Jej występ w piątek był jednak fenomenalny i moim zdaniem najlepszy podczas całego dnia. Pierwsze co musiało przyciągnąć uwagę publiczności, to strefa wizualna – ekran zaczął odliczać czas od początku i do zakończenia występu (to drugie zresztą nie było idealnie wymierzone ;) ). Obok konsolety artystka ustawiła kamerę, nakierowując ją na publiczność, której czarno-biały, chromowaty podgląd – wraz z nią samą – był widoczny podczas całego występu. Na to zostały nałożone obrazy z teledysków, lyric videos itp., co tworzyło jedyny w swoim rodzaju efekt (wspominałem już wcześniej o politycznym wydźwięku, jaki posiadał występ Megapunk). Ela jest znakomitą performerką, zarówno jako wokalistka jak i didżejka, jej koncerty mogę polecić śmiało, bawiłem się doskonale.
Nie spodziewałem się, że będę mieć okazję podziwiać live TV On The Radio, ponieważ zespół od dłuższego czasu uchodził za semi-retired – skądinąd tegoroczna solowa płyta Tunde bardzo mi się podobała. Grupa zaskoczyła jednak informacją o powrocie do koncertowania jesienią 2024 r, choć bez Dave’a Sitka, który nie dołączył do zespołu z nieznanych przyczyn (podobno nie opuścił jednak TOTR). Ostry rockowy występ był dość nieoczekiwanym wyborem dla Taurona, i zauważyłem stosunkowo dużo wyjść ze strony zapewne bardziej nieprzyzwyczajonej do gitarowego grania publiki. TOTR wypadali jednak bardzo mocno, wykonując kawałki z całości swojego katalogu, od nagrania, które dało tytuł temu postowi, do prawdopodobnie najbardziej znanych mi kawałków z Seeds, Happy Idiot i Trouble. Tunde Adebimpe jest wciąż w świetnej formie wokalnej, łatwo było też zapomnieć o tym, że występ odbywa się w zamkniętym pomieszczeniu. Zainteresowanych, jak brzmią TV On The Radio w 2025 r odsyłam do koncertu na Primavera Sound Porto, będą też na pewno transmitowani przez Glastonbury.
O 0:30 na Secret Stage miał wystąpić Fatima Yamaha, ale zostałem już w budynku MCK i czekałem na ostatni dla mnie koncert tej nocy – później musiałem już ogarniać powrót do Lublina. Wielokrotnie chwaliłem już w mediach społecznościowych FP na żywo, głównie jednak jego miksy didżejskie, których regularnie słucham w NTS. Tymczasem Floating Points jako headliner festiwalu ograniczył się do własnego materiału z kilku ostatnich płyt – nie przeszkadzało mi to oczywiście, ale byłem jednak trochę zawiedziony, że set trwał tylko godzinę. Artyście na scenie towarzyszyła autorka jego ostatnich teledysków, Akiko Nakayama.
Na pewno chętnie wrócimy na Tauron! Oglądając Floating Points pomyślałem, że naturalnym wyborem dla tej imprezy byłby Four Tet, którego na żywo jeszcze nie widziałem. Wśród elektroniki dobrze widziani byliby także Daniel Avery, Kaitlyn Aurelia Smith, Ibibio Sound Machine, Maribou State i Briana Marela. Z sceny jazzowej/soulowej tradycyjnie lobbujemy za Say She She, Raveeną, Kadhją Bonet – i może SAULT/Cleo Sol, jeśli kiedykolwiek zdecydują się na europejskie daty festiwalowe, na pewno pasowaliby tu bardziej niż przed obojętną widownią Openera. Tak samo The Smile, jeśli będą kontynuować karierę (oby, bo ostatniego anulowanego występu naprawdę szkoda).
Brak komentarzy: