Obsługiwane przez usługę Blogger.

Mavoy Review: Leonard Cohen - Popular Problems

Leonard Cohen - Popular Problems



Nie można oczywiście przesądzać, ale być może to ostatni album Leonarda. Nie licząc oczywiście zaplanowanego na przyszły miesiąc kolejnego wydawnictwa koncertowego. W jakiej formie jest wybitny pieśniarz? Cohen jest jak wino – aktualny bestseller w naszym kraju Popular Problems jest jedną z jego najciekawszych pozycji, nie tylko ze względu na status nestora (żeby nie powiedzieć – Matuzalema) muzyki.

O nowej płycie dowiedzieliśmy się w połowie sierpnia. Dość zaskakująca informacja pochodziła od autora jednej z popularnych witryn poświęconych artyście. Kanadyjczyk postanowił uczcić w ten sposób swoje osiemdziesiąte urodziny. Co ciekawe, krążek ukazał się dokładnie tydzień po nowej płycie syna ,Adama Cohena.... wydanej na jego urodziny. Popular Problems jest dość krótkim albumem, trwa zaledwie 36 minut i zawiera 10 utworów. Możemy przypuszczać, że część z nich miała znaleźć się na poprzednim albumie Old Ideas. Moim zdaniem całość jest jednak bardziej interesująca.



Cohen wciąż jest doskonałym tekściarzem. Początek mojej recenzji nie jest przypadkowy – muzyk ma świadomość bliskiego odejścia i wątek śmierci wybrzmiewa w jego utworach silniej niż kiedykolwiek. Już w otwierającym album Slow, zwierza się na temat natury swojej twórczości: It’s not because I’m old, it’s not what dying does, I always liked it slow. Duże wrażenie robi dynamiczniejszy, a zarazem bardzo mroczny kolejny utwór, wybrane na singla Almost Like The Blues. Cohen rozlicza się w nim z dramatami przeszłości (w tym – prawdopodobnie- z Holocaustem), ale także błędami własnej kariery. Głęboko wierzący pieśniarz polemizuje także z ateistami - I've had the invitation that a sinner can't refuse. Jest to jednak niewątpliwie wiara „po przejściach”, o czym świadczy treść Samsons In New Orleans. Ta piosenka bardziej przypomina utwory Cohena z lat 80, po raz pierwszy na płycie pojawiają się charakterystyczne żeńskie wokale – tym razem są to Dana Glover, Donna De Lory i Charlean Carmon. Anjani Thomas, nagrywająca z Cohenem trzy dekady temu, tym razem ograniczyła się do współprodukowania jazzującego A Street. Ten wiersz, po raz pierwszy wyrecytowany w 2005 roku nawiązuje do ataku terrorystycznego na World Trade Center - "The party’s over, but I’ve landed on my feet. I’ll be standing on this corner where there used to be a street". Od potencjalnie przesadnego nostalgizmu Did I Ever Love You ratuje lekko folkowy refren – tak Leonard brzmiał na początku swojej kariery. Jednak najciekawszym – także pod względem muzycznym - utworem na płycie jest Nevermind. Tak jak pod koniec lat 80 artysta zaskoczył udanym wejściem w świat muzyki syntezatorowej za sprawą First We Take Manhattan, otwierającego jego najsłynniejszy album, I'm Your Man – tak i tym razem decyduje się na zaskoczenie słuchacza, uzupełniając swoją melodeklamację o głos arabskiej wokalistki. „Nevermind, nevermind, I live the life I left behind, I live it full, I live it wide, through layers of time you can't divide”. Niezwykłe to credo. Niewątpliwie ze wszystkich piosenek na płycie, ta najmocniej zapada w pamięć.



You got me singing, even though the news is bad, you got me singing the only song I ever had- zamyka swoją płytę wielki muzyk. Trudno o trafniejsze podsumowanie albumu. Wprawdzie Leonard Cohen nie jest na Popular Problems szczególnie nowatorski, jeśli chodzi o warstwę muzyczną, ale chyba już nie tego od niego oczekujemy. Cohen jest dla swoich słuchaczy przewodnikiem, mentorem, kimś na kształt guru – że odwołam się do jego własnych doświadczeń z buddyzmem. Kiedy decydujemy się na posłuchanie jego płyty, zależy nam na obcowaniu z jego mądrością życiową. Tym albumem autor po raz kolejny udowadnia, że jest w tym niedościgniony.

Ocena 9/10



Brak komentarzy: