Obsługiwane przez usługę Blogger.

Arooj Aftab, Vijay Iver, Shahzad Ismaily - Festiwal Kody 2023

 


(Nie odważyłem się na robienie własnych, średniej jakości zdjąć, na wydarzeniu tego typu, „pożyczam” więc dwa zdjęcia autorstwa Wojciecha Korneta z Lajf, nawet jeśli muszę wytknąć tej stronie to, że w całym ich artykule jest mowa o „Arooj Aftag”. Jeśli planujesz pisać i fotografować koncert artystki wyróżnionej Grammy, której muzyki nie słuchasz, przynajmniej sprawdź jej nazwisko….)


Jak wspominałem w moim pierwszym poście o Love In Exile, na nowy projekt Arooj Aftab zwróciłem uwagę dzięki krótkiej wzmiance w MOJO. Artystka, która zachwyciła nas albumem Vulture Prince, połączyła siły z multinstrumentalistą Shahzadem Ismailym i jazzowym pianistą Vijayem Iyerem na albumie Love In Exile, który ukazał się w marcu, otrzymując tytuł naszego Albumu Tygodnia. Nie mogłem się jednak spodziewać, że już wkrótce będę mógł podziwiać to trio we własnym mieście i informacja ta, która wyciekła na Songkick przed oficjalnym ogłoszeniem, była dla mnie potężnym zaskoczeniem.

Powinienem w tym momencie przyznać, że w odróżnieniu od Innych Brzmień, Festiwal Kody – impreza koncentrująca się na przenikających się wpływach muzyki tradycyjnej i współczesnej - był do tej pory wydarzeniem obcym, o którym nie wiedziałem wiele prócz nazwy. Jak deklarują założyciele imprezy na jej stronie internetowej „Założeniem Festiwalu Tradycji i Awangardy Muzycznej KODY jest ukazywanie muzyki (wraz z połączonymi z nią innymi mediami), jako sfery idei, znaków i zjawisk zarówno tych, które mają rodowód najstarszy, jak i tych, które przynosi nowoczesność.” Obecna edycja jest piętnasta w historii, pierwsza odbyła się w 2009 r. Przeglądając stare line-upy, szczególne wrażenie zrobił na mnie skład z 2010 r. - Laurie Anderson, Lou Reed, Philip Glass I Arvo Pärt. Nie mieszkałem wtedy jeszcze w Lublinie, i nie miałem świadomości, że artyści tej klasy zawitali do naszego miasta w przeciągu tygodnia. W kolejnych latach festiwal zwolnił, ale przetrwał niefortunne dla wielu festiwali ostatnie lata, by powrócić w tym roku do swoich tradycyjnych lokalizacji – wirydarza Centrum Kultury w Lublinie i kościoła Dominikanów.



fot. Wojciech Kornet, Lajf

Love In Exile jest eksploracją dźwięków osadzonych w tradycji południowoazjatyckiej, ale umieszczonych we współczesnym kontekście i nie stroniących od eksperymentalności. Aftab opisuje ją jako "bardzo otwartą, bezkształtną formę muzyki, powtarzające się motywy”. Choć tylko wokalistka była mi znana wcześniej, towarzyszący jej muzycy są uznani na swoich polach działalności (przeglądając kilka dni temu składanki wydane przez organizację Red Hot, odkryłem na jednej z nich nagranie wykonywane przez Iyera). Jest to w istocie muzyka do przeżywania live (nawet jeśli normalnie nie lubię „siedzących” koncertów), w słowach Iyera: „nie potrzebuje wyjaśnień, gdy ludzie są z nią w pokoju, ponieważ po prostu przydarza się ci, twojemu ciału. Osiąga ciebie, przechodzi przez ciebie. Jest to również coś, co ludzie robią razem, więc jest w tym element wspólnoty, współzależności”.

Nie zmienia to jednak faktu, że Arooj jest dominującym centrum grupy, tak na płycie, jak i podczas występu na żywo, wokalizując zarówno w urdu jak i sporadycznie w języku angielskim.. Artystka ma pewną siebie, ale stoicką osobowość – przypomniała mi trochę Ninę Simone, z wyjątkiem braku gumy do żucia. Jak sama bąknęła w jednym momencie koncertu „My wcale nie jesteśmy tacy smutni, na jakich wyglądamy – to tylko muzyka, takie czasy…” . Wciąż bardziej lubię słuchać jej z minimalnym podkładem muzycznym, lub a capella. ale moja pierwsza zrealizowana okazja do usłyszenia jej na żywo była dla mnie bardzo emocjonalnym doświadczeniem, nawet jeśli nie mogłem usłyszeć tym razem Mohabbat. Pewnie kolejnym razem. Nie pamiętam w tej chwili tytułu nagrania (muszę ponownie posłuchać tej płyty w całości i przeedytuję post), ale szczególną moją uwagę zwrócił utwór, w którym Iyer zmienia pianino na syntezator, ponieważ Arooj brzmi niesamowicie w wydaniu elektronicznym. Wzbudza to moje pragnienie, aby artystka zaczęła nagrywać w przyszłości z kimś w stylu Jona Hopkinsa albo Kelly Lee Owens – albo chociażby z inną artystką z pakistańskimi korzeniami, z którą przecięła już ścieżki, moją londyńską koleżanką Nabihą Iqbal, której płyta jest w tej chwili moim ulubionym krążkiem 2023 r.


Organizacja imprezy przez Ośrodek Rozdroże wypadła dość profesjonalnie, nagłośnienie było odpowiednie, choć Arooj narzekała na jasne oświetlenie, które nigdy nie zostało całkiem wyłączone. Ponieważ w tym roku koncert Love In Exile był jedynym płatnym wydarzeniem Kodów, zanim musiałem wyjechać przedwcześnie z Lublina, rozważałem wzięcie udziału w którymś z innych wydarzeń festiwalu, ale limitowana pula biletów zdążyła się rozejść. Wciąż byłem jednak zadowolony z przeżytego niemalże transcendetalnego doświadczenia, co jest tym bardziej oczywiste, kiedy uświadomię sobie, że nie licząc uczestnicztwa w koncercie Jessie, reprezentując w pojedynkę nasz fanpage, moim ostatnim dużym koncertem tego typu była Weyes Blood w… 2019 r. Jest to zawstydzajace, nawet jeśli wynika wyłącznie z powodów finansowych, ale wydaje mi się, że w zeszłym tygodniu udało nam się przełamać jedną z ostatnich pozostałości po 2020 r, i od tej pory będę uczestniczyć w muzyce na żywo bardziej regularnie.




To jest jedyne zdjęcie, które mam jako pamiątkę z tego koncertu, takie plakaty były rozwieszone po całym mieście (ten przed dawnym PDT-em na Krakowskim Przedmieściu, w drodze na koncert).

Brak komentarzy: